Świadkowie

Ciekawe zeznanie złożył w roku 1947 r. Niemiec Emil Janz,w trakcie pobytu w więzieniu karno-śledczym w Grudziądzu. Ten urodzony w 1903 roku i wychowany w Białochowie mężczyzna, opisał jedno ze zdarzeń, ktore w tej chwili jest całkowicie niedo zweryfikowania, ale pokazuje stosunek właścicieli majątku Białochowo do Polakow: „Ponieważ urodziłem się w Białochowie i tam się wychowałem gdyż ojciec moj był strożem na majątku Białochowo należącym do Kurta Falkehajna. Znam dokładnie jak Falkenhajna i synow jego, Karola, Hansa, oraz braci Ohajmow Ericka i Rejnolda, gdyż od zasięgnięcia pamięcią tak samo byli obecni na majątku. Reszke i Dirksa zapoznałem dopiero w wojnę po dniu 1.09.1939 r. gdy „Zelbszutz” na tym terenie rozpoczął swą działalność. Bracia Falkenhajny zaprzyjaźnieni byli z wyżej zapodanemii Niemcami. Nie nosili karabinow gdyż w dzień u nich nie widziałem, możliwem jest że wieczorem. Natomiast mieli przy sobie zawsze krotką broń (pistolet). Nie widziałem, aby chodzili w mundurach partyjnych S.S. lub SA, natomiast wiem dokładnie że należeli do „Selbszutzu” i byli tym zainteresowani: gdyż pewnej niedzieli, dokładnie nie przypominam sobie daty, idąc do podworza, aby nakarmić źrebięta i młode cielęta, zatrzymał mnie Karol Falkenhajn, mówiąc mi, abym udał się z nim. Ja tego nie odmowiłem, ponieważ byłem zależny od nich udałem się razem z nim. Poszliśmy razem w kierunku Sopot pod Lisie Kąty do jednego z fortow. Po dojściu tam dopiero oświadczył mi, że mam pilnować tego fortu w ktorym znajdują się Polacy. Fortu tego pilnował już Perszka, o ktorym obecnie nie wiem gdzie się znajduje, lecz karabinu nie posiadał i mnie tak samo nie dali. W czasie pełnienia służby, poznałem jedynie fryzjera z Zakurzewa, po głosie jak śpiewał wowczas.

Akta śledztwa z 1947 ro ku w sprawie mordów dokononych
przez „Selbstschutz” w okolicach Białochowa

Z nikim z Polakow tam przebywających nie rozmawiałem gdyż surowo nam zakazano. Braci Ohajow nie widziałem aby nosili opaski „Zelbszutzu” lub też broni długiej. Ponieważ w dzień, byli zajęci pracą w tymże majątku. Freszke zapoznałem wowczas jak przyjeżdżał rowerem do Białochowa, lecz tylko do czasu istnienia „Zelbszutzu” na terenie tym. Po skończeniu się Zelbszutzu, od tej pory nie widziałem go więcej. Gdy przyjeżdżał Freszke do Białochowa był zawsze bez karabinu, a znikim nie rozmawiał, tylko udawał się za każdym razem wprost do pałacu Falkenhajnow, u ktorych przebywał przez dłuższy czas.”

Świadek Józef Nurkowski zeznał:

„…jestem z zawodu ogrodnikiem. Od roku 1937 r. pracowałem jako ogrodnik u Kurta Falkenheima właściciela majątku w Białochowie aż do 24 marca 1944 r. Jako ogrodnik miałem możność obserwowania zachowania się rodziny Falkenheimów w czasie okupacji w stosunku do ludności polskiej. Mogę stwierdzić, że zarówno stary Falkenheim Kurt jak również jego żona Karolina z d. Graf von der Graben byli nadzwyczaj wrogo ustosunkowani do ludności polskiej.
Przede wszystkim brutalnie obchodzili się ze mną jak również z innymi pracownikami, których bili i lżyli słowami „polskie świnie”. Syn ich Karol Antoni Falkenhein był katem dla ludności polskiej. Zaraz po wkroczeniu Niemców na tereny polskie i do Białochowa, podejrzany Karol Antoni Falkenhein został Komendantem organizacji „Selbstschutz”. Wspólnie z członkami Selbstschutzu a to: Henrykiem Klamrem, Erichem Oheim, Reinholdem Oheim, Ulrichem Dyrksem, Erichem Freschke i Rudolfem Brandtem dokonywali zabójstw ludności polskiej w Bialochowie. Jeśli chodzi o mordy przez nich dokonywane na Polakach to bezpośrednio zaobserwowałem jeden fakt. Jakoś w październiku 1939 roku r. wracałem z wioski do swego mieszkania które znajdowało się w majątku Falkenheina. Było to między godziną 21 a 22 wieczorem. Kiedy zbliżałem się do domu, usłyszałem strzał i jęki nadchodzące z opodal znajdującego się bagienka zarośniętego drzewami. Z początku nie mogłem sobie uprzytomnić co jest powodem tych strzałów o owych jęków. Usiadłem więc na progu swego domu i  wsłuchiwałem się. Po pewnej chwili usłyszałem przeraźliwy głos i słowa „Jezu nie opuszczaj nas”. Zaciekawiony tym okrzykiem począłem biec w tym kierunku skąd dochodził głos. W czasie gdy biegłem słyszałem, że ktoś śpiewa pobożne pieśni. W odległości może 200 albo 300 metrów od zabudowań Falkenfeinów zatrzymałem się na wzgórzu, ponieważ miałem przy sobie bardzo silną latarkę z reflektorem na trzy naboje bateryjne, marki Deimon, taką jaką używa się przy polowaniu na rogaczy, oświeciłem nią teren, znajdujący się u podnórza wzgórka w kierunku bagna i w odległości może 200 metrów od siebie zauważyłem podejrzanego Antoniego Karola Falkenheina i Rudolfa Brandta. Karol Anton Falkenhein trzymał lewą ręką Polaka Leona Gęstwę, fryzjera z Zakurzewa za ramię marynarki zaś w prawej ręce miał pistolet, do okoła opasany nabojami, natomiast Rudolf Brandt trzymał też kogoś, lecz już nie zauważyłem a względnie nie rozpoznałem kogo. Falkenhein zobaczywszy światło krzyknął w mym kierunku „kto świeci”, ja wówczas natychmiast zgasiłem światło i pobiegłem w kierunku mojego domu. Zauważyłem jednak, że mnie ścigają. Jeden z nich nie wiem czy Falkenheim czy brat przecinali mi drogę. By nie być zauważonym ukryłem się w żywopłocie, z następnie stoczyłem się ze wzgórza w kierunku bagna i udałem się bocznymi drogami do domu. Po przybyciu do mieszkania mojego po upływie jakichś paru minut, gdy już zgasiłem światło, podszedł pod okiennice podejrzany Karol Anton Falkenhein i zaczął się dobijać aby mu otworzono. Ja odmówiłem otwarcia, twierdząc, że noc jest od spania, wówczas podejrzany Falkenhein polecił mi obudzić mu uczniów, pracujących u mnie w ogrodzie. Nadmieniam, że szkoliłem trzech młodych niemców na ogrodników a to: Ryszarda Tidego, Hansa Lanerta, Paula Meisnera. Ja wykonałem polecenie Karola Falkenheina i obudziłem chłopców i odesłałem ich do Falkenheina. Po krótkim czasie wrócili i poprosili o latarkę by im użyczyć. Ja obawiając się by Falkenheim na podstawie latarki nie stwierdził, że byłem świadkiem jak trzymał fryzjera Gęstwę, odmówiłem użyczenia latarki, twierdząc, że nie posiadam żadnej latarki. W międzyczasie latarkę swoją ukryłem w piecu. Uczniów zapytałem na co potrzebna im latarka, oni mi odpowiedzieli, że maja iść z listami, które wysyła podejrzany Karol Falkenhein. Ja im jednakże niedowierzałem i obserwowałem ich gdzie pójdą. Zauważyłem, że udali się do szopy i tam każden z nich wziął łopatę i udali się w tym kierunku gdzie Falkenhein trzymał Gęstwę. Ponieważ interesowałem się w jakim celu poszli z łopatami, nie poszedłem spać, ale czekałem na ich powrót. Około godz. 6-tej nad ranem wrócili uczniowie do domu. Kiedy pszyszli a względnie weszli do mego mieszkania zachowywali się arogancko wobec mnie, ja zaś zauważyłem na rękawach i na spodniach i butach ślady ludzkiej krwi. Twarze ich były podrapane. Kiedy spytałem się ich skąd pochodzą ślady krwi odpowiedzieli mi zuchwale „nie bądź taki ciekawy bo pójdziesz tam gdzie drudzy poszli”. Po odejściu uczniów udałem się do szopy by oglądnąć łopaty, zauważyłem wówczas na łopatach tak samo ślady krwi i kawałki mięsa i przypuszczam, że było to mięso ludzkie. Nabrałem przekonania, że uczniowie poszli chować ciała pomordowanych przez Karola Falkenheina, Rudolfa Brandta oraz innych Selbstschutzów Polaków. Nadmieniam, że szczególnie oddanym mi był jeden z moich uczniów Ryszard Tide, który był moim najlepszym uczniem, podszedłem więc na drugi dzień do niego i pytałem się gdzie oni byli ubiegłej nocy, na to Tide zuchwale mi odpowiedział „nie bądź ciekawy bo pójdziesz tam gdzie wszyscy drudzy” przyczym nadmienił mi, że ma surowo zabronione mówić mi o tym gdzie byli ubiegłej nocy. Ryszard Tide podszedł do podejrzanego Karola Antona Falkenheina i powiedział mu, że ja ich wypytuję gdzie byli i skąd mają krew na rękawach, spodniach i butach, wówczas podejrzany Falkenhein podszedł do mnie i złapał mnie pod gardło i dusił mnie mówiąc: „ty przeklęta świnio, co ty się masz wypytywać tych młodych”, gdy on to mówił ja kopnąłem go między krocze i obaj przewróciliśmy się na ziemię, na to nadbiegła matka Falkenheina pytając o co chodzi. Ja poskarżyłem się, że Falkenhein polecił chłopcom spać, ja zaś się temu sprzeciwiłem, ponieważ całą noc gdzieś bumblowali. Matka przyznała mi rację i poleciła uczniom iść do pracy. Jakoś tydzień po owym wypadku, opisanym powyżej, kiedy wracałem z mleczarni, było to jakoś o ile mi się wydaje w niedzielę w chwili gdy odprzęgałem konie i spieszyłem z gazetami do palacu zauważyłem, że N. Maurer, niemiec ze Świerkocina, członek Selbstschutzu uzbrojony w karabin przyprowadził przed pałac przyzwoicie ubranego młodego mężczyznę, o twarzy inteligenta. Z pałacu wyszedł podejrzany Karol Anton Falkenhein i do niego zwrócił się Mauer z zapytaniem „co ma z tą świnią zrobić”. Podejrzany Falkenhein powiedział „nie wiesz, masz zrobić to co ze wszystkimi” przyczym wskazał mu w kierunku bagna. Mauer zabrał owego osobnika, którego nie znam i zaprowadził go za stodołę i postawił go
pod murem w odległości trzech metrów, a następnie oddał do niego trzy strzały z karabinu. Obserwowałem to wszystko zza węgła stodoły. Ów osobnik musiał być bardzo zdrowy, gdyż pomimo trzech strzałów odrazu nie upadł na ziemię a tylko się zachwiał, wobec czego Mauer podszedł do niego i pchnął go karabinem, przewracając go na ziemię, poczym przywiązał mu drutem kamień do szyji i tak wlókł go na bagna. Po paru dniach udałem się nad bagno i hakiem wyciągnąłem owego osobnika na wierzch. Udałem się do naszego podwórzowego niemca Micnera i opowiedziałem mu, że w bagnie znalazłem nieznane zwłoki mężczyzny. Wówczas Micner uderzył mnie ręką w czoło i zabronił mi bym komukolwiek o tym mówił, że jemu to i tak nie pomoże a jeśli ja będę rozgłaszam, że znalazłem zwłoki to też tam pójdę gdzie zwłoki znalazłem t.j. do bagna. Gdzie obecnie przebywa podejrzany Karol Anton Falkenhein tego nie wiem, mogę tylko podać jego dane osobowe, a mianowicie urodzony jest w 1907 lub 1908 roku w Białachowie lub Berlinie, syn Kurta i Karoliny z d. von der Graben, zawodowy oficer 18 Pułku Ułanów, wyznania ewangelickiego. Rysopis jego jest następujący: wysoki – około 1,90 m, smukły, twarz podłużna, włosy ciemno blond, oczy niebieskie, nos prosty, brwi jasne, usta normalne dość szerokie. Rudolf Brand, gdzie znajduje się obecnie tego nie wiem. Mogę podać jego dane osobowe do kilku dni, zna je bowiem moja żona. Jeśli chodzi o rysopis to jest następujący: wzrost średni około 1,68 m, włosy rude trochę falujące się, oczy ciemno brązowe, twarz podłużna, koścista, cera czerwona, nos prosty, usta normalne”.

W raporcie sporządzonym przez Jana Witkowskiego z Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Grudziądzu, w dniu 20.05.1947 roku nasuwają się pewne wnioski, dotyczące niechęci właścicieli majątku Białochowo do polskich mieszkańców, okolicznych terenów:

„Przed wybuchem wojny Falkenkajn Kurt jako właściciel majątku Białochowo kształcił synów jedynie w szkołach niemieckich. Wskutek braku pieniędzy rozparcelował część majątku. Z osadnikami, którzy pobrali parcelację, stale zachodziły sprzeczki i kłótnie pomiędzy Kurtem Falkenhajnem. Z wybuchem wojny w 1939 r chcąc pomścić się na Polakach, za nieporozumienia jakie miały miejsce przed wojną. Z chwilą powstania organizacji „Zelbschutzu”, której Komendantem był syn Kurta Falkechajna – Karol Antoni Falkehajn i brat jego Hans Georg, chcąc się pomścić zostali zabrani osadnicy (parcelanci) i rozstrzelani. Wyroki jakie były wydawane na nich, wydawał jedynie Kurt Falkenhajn, a wykonawcami byli jego synowie i miejscowi i okoliczni Niemcy, którzy wymordowali w okropny sposób około 150 osób narodowości polskiej. Według zapodanych wiadomości w drodze wywiadu ustaliłem że: Kurt Falkenhajn zam. Obecnie 7 km od miasteczka Wajs Rude Pow. Falikkbosten ur. 10.II.1882 lub 1883 r. Z ksiąg stanu cywilnego nie mogłem skorzystać, ponieważ w Zarządzie Gminy Mokre datuję się od 1936 r. Razem z Kurtem Falkehajnem ma być i jego syn Karol Anton – do którego brak danych i nie można ustalić jego personalii. Hans Georg umarł w czasie wojny jako pilot niemiecki w Grudziądzu w Szpitalu wojskowym. Bracia Rajnold i Erich Ohajny tak samo brali czynny udział w aresztowaniu i mordowaniu Polaków na terenie Białochowa. Należeli do organizacji „Zelbschutzu” na tym terenie. Rajnold Ohajn ur. w 1938 r. Erich Ohajn ur. w 1910 r. 2 lata przed wkroczeniem Armii Czerwonej wyprowadzili się do Nowej Wsi. Po czym poszli do wojska niemieckiego, o których nie można ustalić miejsca pobytu. Dirks i Freszke brali udział w morderstwie Polaków na terenie Białachowa. Należeli do Organizacji „Zelbschutz”. Dirks należał już wówczas do partii S.S. który przyjeżdżał w tym czasie w mundurze czarnym i spodniach w furażerce. Zdjęć ani też dokładnych personalii nie mogłem uzyskać. Do akt dołączone zdjęcie Kurta von Falkenhajna, stojącego wraz z żoną Karoliną. Oraz Ernolda Ohajna stojącego w otoczeniu Polaków zaznaczony strzałką nad głową i jadącego rowerem”.

Świadek Anna Kaszubowska w 1947 roku, zeznała:

„Po wkroczeniu Niemców na tereny Polski, w miesiącu październiku zawiązał się u nas w Białachowie „Zelbsszutz”. W dniu 15 października 1939 r. w godzinach wieczornych o w pół dziesiątej (21.30). Przyszło pod okno mieszkania dwóch niemców. Poznałam dokładnie że jeden z nich był Falkenhajn (dokładnie imiona nie mogę zapodać). Drugim z nich był Brandt Rudolf (później był w policji niemieckiej w Dusocinie) zawezwali męża, aby wyszedł z domu. Kiedy wychodził mąż kazali podnieść ręce do góry, a po wyjściu, odprowadzony został do bąkra, jak i wielu innych Polaków, którzy do tej pory nie powrócił. Po krótce tego samego dnia około godz. 23.00 słyszałam strzały w kierunku Sopot t.j. od domu z którego mąż był zabrany około 1 km. Drugiego dnia udałam się z innymi kobietami tako samo pokrzywdzonymi jak ja, aby odszukać miejsca egzekucji. Zauważyliśmy nad jednym bagnem miejsce świeżo skopane. W pobliżu skopanego miejsca była krew i kawałki kości ludzkich wielkości dłoni. Zaczęliśmy odbrzebywać gołymi rękami miejsce świeżo skopane, gdzie poznaliśmy jak był w tym miejscu Łazarski. Męża jednak nie znalazłam, gdyż było w tam kilkadziesiąt mężczyzn, powalonych jeden na drugiego. Przyczyną jedynie byli Falkenhajny, Ohajdy i inni miejscowi Niemcy ponieważ należeli do „Zelbszutzu” Widzieć jak rozstrzeliwali nie widziałam, gdyż robili to nocą, a Polakom nie było wolno wychodzić w tym czasie.”

Świadek, Franciszek Komasta zeznał w 1947 roku, że:

„W dniu 16 października o godz. 13.00 przyszli i zabrali dwóch moich braci Michała i Mikołaja. Niemcy Karol Anton Falkenhajn i Erich Ohajm. Uzbrojeni byli w karabiny. W chwili aresztowania nie weszli do domu tylko przez okno, wywołali ich na podwórze a po wyjściu braci z domu, kazali unieść im ręcę w górę i maszerować naprzód. Po zabraniu braci zacząłem ukradkiem podsłuchiwać, czy nie słychać rozmów, lub krzyków jak ich biją. Z powodu silnego wiatru nie mogłem nic usłyszeć. Po upływie około 1 jednej godziny czasu usłyszałem 3 strzały, z czego coraz rozumowałem że zostali zabici, Lecz później jeszcze dalszych kilka strzałów słyszałem, i przypuszczałem, że może być możliwym, gdyż od kilku dni Niemcy miejscowi jak okoliczni mieli ćwiczenia pod dowództwem Karola Falkenhajna. Zaraz rano Jak Komasta syn Michała udał się w kierunku słyszanych w nocy przezemnie strzałów, celem odszukania ojca swego. Odnalazł wówczas grób zawalony ziemią około 10 cm grubości w którym poznali Łazarskiego, a że w tej nocy byli zabrani i moi bracia więc mniemam i oni też tam spoczywali. Koło grobu w pobliżu znajdowały się włosy ludzkie i pociętę ciało ludzkie. Jak później pogłoski donosiły mieli to robić bracia Ohajmy rąbać szpadlami. Po zabraniu ja wtedy uciekłem ze swego gospodarstwa. W okolicy Lubelszczyzn, aby uniknąć przez nich śmierci. Z tamtąd byłem wzięty na przymusową pracę do Niemiec z całą rodziną. W okolice Magdeburga. Z chwilą wkroczenia armii angielskiej i okupowania tych terenów. Jesienią 1945 roku spotkałem Falkenhajna – ojca Karola, który w tej okolicy znajdował się. Doniosłem otym władzom wojskowym polskim. W porozumieniu się z władzami angielskimi Falkenhajn został aresztowany. Po przesłuchaniu świadków z tych okolic, został zwolniony, a władze polskie wojskowe przyrzekły mi, że nadal będą go ścigać. Po wypuszczeniu Falkenhajna chciałem się zemścić na jego osobie zabójstwem – lecz zostałem pocieszony, że odstawią go do Kraju, a sąd go ukarze sam za to. Gdy przyjechałem do Polski z powrotem po upływie tylu lat zameldowałem zaraz do Zarządu Gminnego w Mokrem o jego miejscu obecnym. Zaznaczam, że Falkenhajnowie i bracia Ohajny, Freszke o Dirksa ponoszą bez różnicy jednakową winę, a przytym okoliczni Niemcy, którzy szli im z pomocą w aresztowaniu, rozstrzelaniu i zakopywaniu Polaków. Ponieważ za wyjątkiem kilku, wszyscy należeli do organizacji „Zelbschuten”.

Świadek, Łazarska Maria w 1947 zeznała:

„Po wkroczeniu Niemców w 1939 r. w miesiącu październiku w nocy dnia 15 lub 16 dokładnie nie pamiętam. Do domu mego przyszło dwóch Niemców jeden Klamer z Zakurzewa którzy weszli do mieszkania, drugiego nie znałam, który był w żółtym mundurze SA. Oboje byli z karabinami. Po krótkim pobycie w domu nakazali, aby mężczyźni wyszli ponieważ będzie rewizja. Gdy wyszli mój ojciec męża i mąż, Niemcy wyszli za niemi, którzy już do domu nie weszli, a mój mąż i ojciec do dnia dzisiejszego nie powrócili. Po upływie pewnego czasu około 1 godz. Słyszałam strzały. Mogła być wówczas godz. 22.00 w nocy. Drugiego dnia poszli dwaj chłopcy Komsta i Kaszubowski, którzy odszukali miejsca egzekucji. Ja wtedy poszłam na (oznaczone) wskazane miejsce i odgarnęłam rękoma ziemie, gdzie poznałam Teścia po kurtce. Z obawy na surowy zakaz Falkenhajna nie odkryłam dalej i szukałam dalej za mężem. Przed wojną Teść prowadził proces z Falkenhajnem o niewydawanie deputatu, ponieważ pracował na jego majątku. Po skończeniu się rozprawy w Sądzie w Grudziądzu, jadąc z powrotem do domu, Karol Falkenhajn wypowiadał się że: „teraz wy nas sądzicie, a przyjdzie jeszcze że my was osądzimy”. Wynika z tego, że to jedyna zemsta Falkenhajna na moim teściu i mężu. Często widziałam jak Karol i Hans Falkanhajn wraz z Hansem i Rejnoldem Ohajnami i Freszke jeździli w dzień z karabinami z zielonymi opaskami na rękawie. Wszyscy wyżej zapodani byli postrachem dla całej ludności miejscowej, ponieważ byli głównymi wykonawcami „Zelbszutzu”. O Dirksie z Mokrego nie mogę nic zapodać ponieważ go nie znała. Karol Falkenhajn był jako głównym dowódcą „Zelszutzu” na tym terenie (Haupfurer). Po zwróceniu się do niego, aby pozwolił mi pochować męża na cmentarzu, kazał mi zakazać „aż ja sam pozwolę na pochowanie”. Lecz tego mi później nawet nie uczynił. Pewnego razu jak poszłam obejrzeć miejsce egzekucji, znać było koła gumowej powózki, którą zawsze jeździł Falkenhajn. Egzekucje które wykonywali synowie Falkenhajna, po tym oglądał w dzień osobiście czy polega ich praca na prawdzie. Co do winy ponoszą wszyscy zapodani jednakową gdyż jednak jak drugi brał w tym udział i przyczynili się do uśmiercenia kilkudziesięciu Polaków. Nie widziałam, aby kogo rozstrzelali, ponieważ to czynili nocą, a w nocy nie wolno było nikomu z Polaków wychodzić”.

Akta Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich
z 1970 roku dot. zbrodni białachowskich
Akta Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich
z 1970 roku dot. zbrodni białachowskich
Akta Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich
z 1970 roku dot. zbrodni białachowskich
Akta Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich z 1970 roku dot. zbrodni białachowskich